historia zaczęła się tak, że zgubiliśmy się na drodze do zbawienia. a konkretnie: chcieliśmy zobaczyć jezusa ze świebodzina i zrobić sobie z nim zdjęcie na tle zachodzącego słońca. jechaliśmy pociagiem z poznania i zamiast wysiąść w zbąszynku, gdzie mieliśmy przesiadkę, wysiedliśmy w zbąszyniu (no bo zbąszyń i zbąszynek…kto by pomyślał, że to zbąszynek jest większy ;p). a w zbąszyniu nie ma nic. rozlatująca się stara stacja i powalony pień drzewa. a na nim…martwy rohatyniec nosorożec. zabrałam go ze sobą. do świebodzina już nie udało nam się dojechać, zachód słońca był szybszy.
broszka na guzik. srebro rutenowane, głowa rohatyńca nosorożca, obsydian.
2019